piątek, 30 października 2009

Kolejna ukraińsko- rosyjska „wojna gazowa”?


Coraz bliżej do końca 2009 roku, a coraz więcej niewiadomych w relacjach ukraińsko- rosyjskich w kwestii gazu. Bardzo realnym scenariuszem na początek 2010 roku wydaje się być kolejna „wojna gazowa”. A raczej jej ciąg dalszy. Bo to, że po przerwaniu dostaw gazu z Rosji na Ukrainę na początku tego roku, doszło do ich wznowienia, nie znaczy, że wszystko sobie wyjaśniono. Strona ukraińska była zmuszona porozumieć się, bo nie mogła sobie pozwolić na zbyt długie braki w dostawie tego surowca strategicznego. Ale i Rosja była pod presją. Zakręcając kurek do Kijowa, odcięła od gazu inne państwa europejskie. Co było sygnałem dla Europy, że Rosja wbrew swoim wcześniejszym zapowiedziom może wykorzystać dostawy gazu do walki politycznej i nie jest solidnym partnerem. Najboleśniej odczuły to kraje dla których ukraińskie rurociągi są jedyną drogą transportu rosyjskiego surowca, tj. Węgry, Słowacja, państwa bałkańskie.

O kolejnych problemach na linii Kijów- Moskwa pisałem już w połowie czerwca tego roku (Wojny gazowej ciąg dalszy). Głównym problemem są zakontraktowane ilości dostaw gazu na Ukrainę. Według dwustronnych umów ukraiński Naftogaz zobowiązał się do 2019 roku do zakupów na poziomie 41 mld metrów sześciennych rocznie. Ale już w tym roku zmniejszył swoje zakupy do 33 mld metrów sześciennych, a w rzeczywistości odbiera jeszcze mniej. Za nieodebrany gaz powinien zapłacić karę. Dotychczas rosyjski Gazprom pobiera opłaty jedynie za faktycznie dostarczony gaz, bez kar za niedobór. Ale jak zaznaczył zastępca przewodniczącego Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej Walerij Jaziew „myślę, to musi stać się przedmiotem rozpatrzenia. Dlatego być może, że 1 stycznia podejmiemy tę kwestię, i trzeba będzie płacić na nieodebrany gaz”.

To nie koniec planów ograniczania dostaw gazu z Rosji przez stronę ukraińską. 21 października rząd w Kijowie dyskutował o projekcie dalszego zmniejszenia zakupu gazu przez Naftogaz. Wszystko to w ramach zmniejszenia uzależnienia od Moskwy. Ukraiński koncern zamierza zmodernizować przepompownie gazu tak, aby zasilane były energią elektryczną z rodzimych elektrowni, a nie tak jak dotychczas rosyjskim gazem. W Kijowie liczą na pomoc europejskich instytucji finansowych, które miałyby wspomóc inwestycję kwotą rzędu 1,5 do 2 mld dolarów. Cała modernizacja pochłonąć ma ponad 2,5 mld dolarów.

Przejście z gazu na zasilanie prądem ma zmniejszyć zapotrzebowanie Ukrainy na gaz o co najmniej 6 mld metrów sześciennych. A to oznacza nie wywiązywanie się z umowy pod względem na zakontraktowane dostawy gazu, ale i zerwanie kolejnego z warunków umowy w sprawie stawek za tranzyt. Gdzie uzgodniono, że system przesyłu pracuje na gazie. Zapowiedzi krótko komentuje strona rosyjska, podkreślając, że jeśli zmieni się źródło zasilania, to i sposób ustalania cen musi się zmienić.

Czy w takim razie możemy spodziewać się kolejnej przerwy dostaw gazu z Rosji płynącego przez Ukrainę na początku przyszłego roku? Z jednej strony tak, bo relacje pomiędzy tymi państwami zaostrzają się coraz bardziej im bliżej jest końca roku. Oczywistym jest, że w Kijowie chcą prowadzić politykę która jest dla nich korzystna, ale nie mogą zapominać o umowach jakie podpisywali. Modernizacja przepompowni gazu, tak by były zasilane energią elektryczną, a nie przez rosyjski gaz może i jest dla nich opłacalna, ale wcześniej zobowiązali się do czego innego. Dlatego nie ma się co dziwić, że pomysł ten nie podoba się w Moskwie i z tego powodu chcą negocjacji umowy. W końcu gdy dojdzie do takiej zmiany to oni na tym stracą finansowo.

Z drugiej strony wcale nie musi dojść do powtórki sytuacji ze stycznia 2009 roku. Przynajmniej na razie, co innego za kilka lat. Wizerunek Rosji jako solidnego dostawcy został nadszarpnięty. Kolejne przerwy w dostawach będą tym bardziej negatywnie odbierane na zachodzie, któremu zależy na dobrych relacjach Kijowa z Moskwą, ale przede wszystkim na stałych, niezagrożonych dostawach surowca. Strona Rosyjska może straszyć swojego sąsiada, ale ostatecznie nie odcinać go od dostaw na początku przyszłego roku.

Federacja Rosyjska jest w trakcie realizacji dwóch dużych projektów gazowych. Na północy europy powstaje gazociąg Nord Stream z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie, z ominięciem Białorusi i Polski. Na południu natomiast powstaje South Stream, którym paliwo ma popłynąć przez Morze Czarne i Bałkany do Europy Południowej, Środkowej i Zachodniej, z ominięciem Ukrainy. Jeśli dojdzie do ich realizacji, Moskwa będzie miała znacznie większe pole manewru. Będzie mogła zakręcić kurek czy to gazociągu jamajskiego czy Sojuz, bez tak drastycznego ograniczania dostaw na zachód. A wtedy już „spokojniej” będzie mogła rozmawiać czy to z Ukrainą czy Białorusią.

Nie bez znaczenia powstające gazociągi są dla państw basenu morza bałtyckiego, tj. Estonii, Łotwy, Litwy i Polski. Omijając Kijów i Mińsk, omijają również te państwa. Co jest dla nich równie dużym zagrożeniem. Owszem żyjemy w XXI wieku względnego spokoju, teoretycznie nikt nie mówi o żadnego rodzaju agresji, bo ciężko jest sobie wyobrazić by nagle doszło do wojny o znaczeniu militarnym. Ale trzeba też pamiętać, że w dzisiejszych czasach uprawia się inną politykę niż kilkadziesiąt lat temu. Rosja nie zaatakuje swoimi siłami zbrojnymi Ukrainy, Białorusi, Polski itd., bo to tak naprawdę nie przyniesie jej korzyści. Co innego to walka o wpływy, konstruowanie polityki zagranicznej w taki sposób by przy pomocy szantażu, sowich ludzi za granicą wpływać na politykę danego państwa i czerpać z tego korzyści.

Fikcją jest dla mnie lansowana wspólna polityka zagraniczna Unii Europejskiej, chociażby z tego powodu, że każde państwo ma swoje interesy, a te nie zawsze są zbieżne z sąsiadami. Dlatego pomysł przyłączenia się Polski do budowy gazociągu północnego uznaję za niedorzeczny. Rura przez którą ma płynąć gaz po dnie morza bałtyckiego nie leży w naszym interesie i nie powinno nikogo to dziwić, że w Polsce są osoby które starają się przeszkodzić w jego budowie, obawiając się szantażu gazowego. Natomiast strona rosyjska twierdzi, że leży on w ich interesie i chce jego budowy. W celu zapewnienia stałych, nieprzerywalnych dostaw dla zachodu, obawiając się niestabilnych stosunków z państwami wschodniej europy. Jak najbardziej jestem za wzajemną współpracą i życzliwymi relacjami międzypaństwowymi, niezależnie czy mówimy tutaj o Rosji, Niemczech, Ukrainie itd., ale mam tu namyśli relacje oparte na rozsądku, a nie na krótkowzrocznym poleganiu na zapewnieniach którejkolwiek ze stron co do ich dobrych chęci.

Źródło: zaxid.net, rp.pl, wnp.p

Tekst mojego autorstwa ukazał się na http://www.mojeopinie.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz