czwartek, 12 listopada 2009

Ucieczka posła z Sejmu do samorządu.


Wielkimi krokami zbliżają się wybory samorządowe. Co prawda został jeszcze prawie rok, ale coraz częściej temat ten pojawia się w mediach. Będą to specyficzne wybory z tego względu, iż na koniec 2010 roku zaplanowane są również wybory prezydenckie. Ta kampania z pewnością przyćmi zmagania w wyborach lokalnych, ale jedynie w ogólnopolskich mediach, które potrzebują show na „najwyższym poziomie”. Na szczeblu lokalnym ważne będzie co innego. Toczyć się będzie zażarta walka o prezydentury miast, o stanowiska w radach itd. Warto również przypomnieć, że w 2011 roku odbędą się wybory do Sejmu i Senatu.

W wyborach samorządowych wystartują „starzy samorządowcy”, tj. osoby, które od kilku już kadencji obdarzane są społecznym zaufaniem, oraz kandydaci, którzy chcą rozpocząć swoją karierę polityczną. Będą też oczywiście bezimienne zastępy zapełniające listy komitetów wyborczych, bez większych szans, a czasem nawet chęci samego kandydata na wygraną. Fakt, iż sprawdzenie się w samorządzie, w działalności lokalnej, jest dobrą drogą do awansu na wyższe szczeble, jest powszechnie znany. Można wymienić wielu polityków, którzy rozpoczynali swoją karierę właśnie od najniższego szczebla samorządu terytorialnego, a teraz grają pierwsze skrzypce.

W przyszłorocznych wyborach lokalnych będziemy świadkami odwrotnej sytuacji. Obecnie urzędujący posłowie wystartują w wyborach samorządowych. Przynajmniej tak zapowiedziało kilku z nich. Jak donosi Rzeczpospolita, Marek Wikiński (SLD - Radom), Joachim Brudziński (PiS - Szczecin), Mirosław Sekuła (PO - Zabrze), Zbigniew Girzyński (PiS - Toruń) i Eugeniusz Kłopotek (PSL - Bydgoszcz), będą chcieli zawalczyć o fotele prezydentów miast. Do tego dojść mogą jeszcze: poseł PO Ireneusz Raś, z PiS Marzena Drab, czy Łukasz Zbonikowski. Lista ta może się jeszcze wydłużać.

Co ich skłoniło do takich kroków? Zasiadanie w Sejmie to przecież prestiż, większe pieniądze i możliwości… Ale z tym, wyżej wymienieni posłowie nie do końca się zgadzają. Jak czytamy w Rzeczpospolitej z 03 listopada, posłowie swoją decyzję ubiegania się o prezydentury miast argumentują następująco: Eugeniusz Kłopotek- „Prestiż posła już upadł, głównie za sprawą tabloidów. Samorząd Polacy cenią bardziej. Zgodnie z zasadą: koszula bliższa ciału”, Marek Wikliński- „Prezydent ma większą moc sprawczą niż poseł w Sejmie.”, Marek Sekuła- „Praca w samorządzie przynosi realne i widoczne efekty.”, Joachim Brudziński- „Bycie prezydentem miasta o takim potencjale jak Szczecin byłoby dla mnie ogromnie satysfakcjonujące. Nie miałbym problemu, żeby dla tej funkcji zrezygnować z Sejmu”.

Bycie posłem traci na prestiżu, ponieważ zasiadający w ławach posłowie służą swoim partią za tzw. „maszynki do głosowania”. Jeśli w sejmie odbywają się głosowania to dostają oni instrukcje jak mają postępować, a co warto podkreślić, muszą tak robić, bo w przeciwnym razie narażą się szefostwu partii. Może niektórzy nazwą to, potrzebną do właściwego funkcjonowania, dyscypliną partyjną, ale każdy poseł ma chyba swój rozum i jest w stanie samodzielnie podejmować decyzje. Szeregowi posłowie dostają swoją szansę wypowiedzenia się na forum parlamentarnym, o ile w ogóle chcą, ale zazwyczaj występują w umówieniu tych mniej istotnych dla ogółu ustaw. Przemawiają do praktycznie pustej sali, a nawet, gdy już tam ktoś w tym momencie siedzi to albo czyta gazetę, albo śpi. Szeregowy poseł nawet, jeśli jest bardzo ambitny, to bez namaszczenia szefa partii nie ma szans się przebić, zaistnieć. Tzn. może zabłysnąć, być na ustach wszystkich, ale tylko wtedy, gdy będzie prowodyrem skandalu czy afery. A ambitnej osobie raczej nie o to chodzi.

Jeśli wierzyć argumentacji posłów, którzy chcą opuścić ul. Wiejską i zamienić mandat posła na prezydenturę miasta to trzeba im pogratulować. Starają się zburzyć obraz posła jako nieroba. Nie każdego stać, aby na takie poświęcenie, zdecydować się na taki wybór. Przecież zamiast harować w ratuszu miejskim, można sobie bezpiecznie, bezstresowo zasiadać w ławach poselskich i nic nie robić. Bo tak zazwyczaj postrzegamy posłów. Ja się z tym nie do końca zgadzam. Nie każdy z nich to leń. Owszem w zdecydowanej większości pozbawieni są idei służby dla narodu i patrzą przez pryzmat własnej kariery, ale są posłowe, którzy starają się o względy swoich wyborców i choćby prężnie działają w swoim okręgu wyborczym. Z Mazowsza mógłbym wymienić kilku takich posłów.

Czy faktycznie wystartują, a jeśli tak to czy wygrają okaże się pod koniec przyszłego roku. A trochę później dowiemy się czy zrobili to, bo faktycznie chcą działać, mieć większą możliwość decydowania, czy po prostu startując w wyborach parlamentarnych w 2011 roku, chcą mieć zapewnioną rezerwową posadę na kolejne kilka lat…

Źródło: rp.pl,
Fot.: sejm.gov.pl

Tekst mojego autorstwa ukazał się na http://www.mojeopinie.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz