sobota, 26 grudnia 2009

Czy gazu zabraknie?


Nowa umowa na dostawy gazu z Rosji do Polski, zakładająca zwiększenie dostaw do 10,2 mld m sześciennych surowca rocznie oraz przedłużenie kontraktu do 2037 roku, była negocjowania już od kilku miesięcy. Na przełomie listopada i grudnia wydawało się, że strony ostatecznie doszły do porozumienia i jest już tylko kwestią czasu kiedy umowa pomiędzy PGNiG a Gazpromem zostanie parafowana przez rządy Polski i Rosji. Aktualnie okazuje się, że nie ma szans na porozumienie gazowe w tym roku. Cały czas pozostaje nierozwiązanych kilka kwestii, które blokują ostateczne zakończenie wielomiesięcznych negocjacji.

Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak poinformował, że polsko - rosyjska umowa gazowa nie zostanie zatwierdzona przez rząd do momentu zawarcia wiążącego porozumienia przez spółki Gazprom i PGNiG. Do tej pory nieudało się dojść do porozumienia w sprawie przyszłości spółki EuRoPol Gaz, zarządzającej Gazociągiem Jamał, która jest odpowiedzialna za tranzyt rosyjskiego gazu przez terytorium Polski. Jak podkreśla Waldemar Pawlak, do czasu zawarcia wiążących uzgodnień między firmami na poziomie biznesowym, nie ma możliwości zakończenia procedury międzyrządowej. Mimo, że już na początku grudnia w Moskwie Polska i Rosja uzgodniły treść porozumienia międzyrządowego na dostawy gazu.

Umowa na dostawy błękitnego paliwa z Rosji już od samego początku budziła wątpliwości opozycji. Politycy Prawa i Sprawiedliwości, podobnie jak Prezydent RP Lech Kaczyński, zarzucali nowej umowie gazowej dalsze uzależnianie dostaw gazu do Polski od Rosji. Podkreślając, że polska polityka bezpieczeństwa energetycznego miała iść w zupełnie innym kierunku, tj. dywersyfikacji, szukania nowych kierunków dostaw surowców strategicznych. Prezydent RP nazwał długoterminową umowę pomiędzy PGNiG i Gazpromu „wysoce dyskusyjną”. W piśmie skierowanym do ministra gospodarki Waldemara Pawlaka wyraził swoje obawy o przyszłość gazoportu w Świnoujściu, czy przy takich warunkach importu gazu z kierunku wschodniego, budowa gazoportu nie zostanie opóźniona.

Pod koniec ubiegłego tygodnia pojawiła się informacja, iż posłowie Prawa i Sprawiedliwości złożą wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu premiera Donalda Tuska i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka, jeśli rząd zaakceptuje kontrakt gazowy z Rosją. Poseł PiS Dariusz Seliga z Sejmowej Komisji Gospodarczej, w komentarzu dla Rzeczpospolitej, powiedział, iż kontrakt, który rząd zamierza podpisać, zachwieje bezpieczeństwem energetycznym państwa. Nie możemy biernie się przyglądać rozwojowi sytuacji. Zdaniem PiS umowa nie ma nic wspólnego z zapowiadanym zwiększeniem bezpieczeństwa energetycznego polski i zablokuje realizacje projektów które miały doprowadzić do dywersyfikacji dostaw gazu, takich jak, wspomniany wcześniej, terminal LNG w Świnoujściu, czy gazociąg z Norwegii.

Minister gospodarki odpiera te zarzuty i kontratakuje. Oskarża o manipulacje i dostarczenie nieprawdziwych, zawyżonych danych o cenach jakie Niemcy płacą za gaz, co w złym świetle postawiło polską delegację i zespół negocjacyjny. Pytanie tylko dlaczego w takim razie jeszcze nie tak dawno temu z pełnym przekonaniem mówił o sukcesie i zadowalającym obie strony kompromisie, a teraz okazuje się, że jednak nie wszystko zostało w należyty sposób uzgodnione…

Odwracając uwagę od bieżących wydarzeń, co jest ostatnio specjalnością polskiego rządu, przerzuca piłeczkę na drugą stronę i pyta o działania poprzedniego rządu w sprawie umowy gazowej. Jeśli dziś PiS wznosi okrzyki o Trybunale Stanu, to czas na wyjaśnienie decyzji z 2006 roku, kto i dlaczego podjął decyzje o rezygnacji z obniżonej ceny? Kto i dlaczego utrzymał podejrzanego pośrednika w handlu gazem? Dlaczego podpisano umowę tylko na 3 lata? - pyta na swoim blogu Waldemar Pawlak. Nie twierdzę, że pytania te powinny zostać bez odpowiedzi, ale czy obecnie nie czym innym powinien się przejmować? Czy priorytetem nie powinny być obawy o przyszłoroczne dostawy gazu, kształt polskiej polityki bezpieczeństwa energetycznego która wydawało się, że jest już jasno sprecyzowana, a okazuje się, że jest inaczej.

Czy w przypadku nie podpisania nowej umowy gazowej jeszcze w bieżącym roku w przyszłym roku zabraknie w Polsce gazu? Polska ma jeszcze w 90 proc. zapełnione magazyny gazu, ale w związku ze znacznym spadkiem temperatury wzrosło zapotrzebowanie na gaz. Brak dodatkowych dostaw może spowodować problemy z zaopatrzeniem w surowiec na początku 2010 roku. Minister gospodarki jest innego zdania i twierdzi, że nawet bez umowy z Rosją, Polska jest w stanie przetrwać zimę, bo ma ciągle wystarczające zapasy.

W rzeczywistości ciężko jest to stwierdzić ze 100 proc. pewnością, bo na zapotrzebowanie wewnętrzne kraju na gaz mają wpływ również czynniki, których nie da się przewidzieć z pełną dokładnością. Gazu nie powinno zabraknąć, ale trzeba się liczyć z wprowadzeniem ograniczeń w jego zużyciu. Podobnie było na początku 2009 roku, gdzie na skutek „ukraińsko- rosyjskiej wojny gazowej” strona rosyjska wstrzymała dostawy gazu do ukraińskich gazociągów, a przez to gaz nie płynął do zachodnich odbiorców. Konflikt ten trzeba było zakończyć, bo traciły na nim obie strony, ale to nie znaczy, że został on definitywnie rozwiązany. Co sygnalizowałem już wcześnie w tekstach: Kolejna ukraińsko- rosyjska „wojna gazowa”? i Wojny gazowej ciąg dalszy. Pomiędzy Rosją a Ukrainą nadal pozostają nierozwiązane kwestie sporne, co nie wyklucza i na początku przyszłego roku przerwania dostaw gazu płynącego przez Ukrainę na zachód. W przypadku nie zakontraktowania nowej polsko- rosyjskiej umowy, Polska może znaleźć się w trudnej sytuacji. Po raz kolejny będziemy musieli oglądać się na innych, bo alternatywnych kierunków dostaw gazu nie mamy.

Źródło: rp.pl, wnp.pl, gazeta.pl

Tekst mojego autorstwa ukazał się na http://www.mojeopinie.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz