środa, 24 marca 2010

Mocny złoty, szansa czy zagrożenie?

Złotówka jest całkowicie płynną walutą dopiero od kwietnia 2000 roku. Już od 1997 roku bank centralny nie interweniuje na rynku, złotówka ustabilizowała się w ustalonym w latach 1995 - 2000 paśmie wahań, potem kurs upłynniono, pozwalając na jego swobodne kształtowanie się w oparciu o mechanizmy popytowo podażowe. W ciągu 10 lat byliśmy świadkami sporych wahań. Euro nie sięgnęło jeszcze nigdy 5 zł, ale było blisko ( 1.03.2004 EUR/PLN 4,91, 18.02.2009 – EUR/PLN 4.89). Teraz przyszedł okres umacniania się krajowej waluty.

Co doprowadziło do umocnienia złotówki?

Napływające z zagranicy inwestycje zwiększają popyt na polską walutę, tym samym doprowadzając do jej umocnienia się. Chociaż PLN może być nadal postrzegany przez inwestorów jako nieco egzotyczny, to wzrost zakupów możemy odebrać jako kredyt zaufania. Nie bez wpływu pozostają też transfery z Unią Europejską, a ich bilans jest dodatni. Do wspólnotowego budżetu wpłaciliśmy w zeszłym roku 355 mln euro, w transferach z UE otrzymaliśmy 366 mln. Jesteśmy na plusie o 11 mln euro a wymiana wspólnej waluty na złotówki czyni PLN droższym. Ponadto rząd w marcu sprzedaje sporą partię obligacji skarbowych, dodatkowo wysoka szansa na podwyżki stóp procentowych przez RPP, no i całkiem niezła rentowność tych obligacji ( która po podwyżce stóp procentowych jeszcze wzrośnie) sprawiają, że zagraniczne instytucje poszukują złotówek na zakup papierów skarbowych.

Mocny kurs krajowej waluty powinien być synonimem silnej gospodarki

Z ekonomicznego punktu widzenia droższa złotówka ma swoje negatywne skutki, ale mimo wszystko pozytywy łatwiej zostaną odnotowane przez opinię publiczną.


Niższy kurs euro i dolara oznacza tańszy import i to zarówno dla przeciętnego Polaka jak i przedsiębiorstw zajmujących się obrotem produktami importowanymi. Czysta ekonomia wskazuje, że szybki rozwój kraju jest uwarunkowany dodatnim bilansem handlowym (export przewyższa import, państwo ma wyższe dochody). Mocna złotówka, osłabiająca export, a przyczyniająca się do wzrostu importu ma swoje zalety i na tym polu. Polska jest nadal krajem rozwijającym się na tle krajów „starej” Unii i niewątpliwie jesteśmy w takim momencie, że gospodarka łaknie nowych technologii i projektów badawczo - rozwojowych. A to kosztuje. Silna waluta umożliwia obniżanie tych nakładów. Także niższe ceny surowców produkcyjnych, w przeliczeniu na złotówki, są korzystne i mogą być pocieszeniem dla eksporterów, jeśli sami z importowanych surowców korzystają.

Z punktu widzenia makro bardzo ważna jest poprawa sytuacji budżetowej. Dług zagraniczny wyrażony w euro, po przeliczeniu według wyższego kursu złotówki będzie niższy, co oznacza, że jest łatwiejszy do obsługi. W tym samym kierunku zmierza zadłużenie indywidualnych Polaków. Jeśli stała miesięczna rata kapitałowa kredytu wynosi 400 euro, to przy kursie sprzedaży powiedzmy 4,5 zł za euro mamy do spłacenia 1800 zł, natomiast przy mocniejszej złotówce, (zakładając kurs sprzedaży euro 3,9) mamy do spłacenia 1560 zł, niebagatelna różnica 240 zł samej raty kapitałowej miesięcznie. Dodatkowo, jeśli teraz ( przy niskim kursie euro) przyjęlibyśmy unijną walutę, nastąpiłoby korzystne dla zadłużonych przewalutowanie kredytów (do tej pory spłacanych w złotówkach). Można przeprowadzić podobne wyliczenia jak wyżej, i oczywiście przy spłacie całości kapitału w euro różnica będzie jeszcze bardziej imponująca.

Jeśli złotówka nadal się będzie umacniać, a prognozy na to wskazują, to czekają nas za granicą znacznie tańsze wakacje niż w zeszłym roku. Zakładając, że na wypoczynek przeznaczymy 3000 zł, po średnim kursie NBP z połowy lipca zeszłego roku mogliśmy kupić 699 euro ( EUR/PLN 4.29), jeśli kurs z 18 marca tego roku (EUR/PLN 3.87) utrzymałby się (a przecież złoty ma się jeszcze umocnić), to w tym roku za 3000 zł kupimy 775 euro. Jesteśmy do przodu o 76 euro, co wynika z samej tylko różnicy kursowej.

Mocny złoty to zachęta dla zagranicznych inwestorów. Aprecjacja polskiej waluty to wyższe stopy zwrotu w walutach zagranicznych. Dla każdego 1000 zł zysku spadek kursu euro o 0,4 zł oznacza 25 euro więcej w kieszeni inwestora. Przy milionowym zysku to 25 000 euro, dlatego też przedsiębiorcy chętniej będą kupować złotówki ( tym samym jeszcze umacniając PLN), osiągając wyższe dochody w przeliczeniu na euro.

Silna waluta to też straty

Niestety korzyść z niższego kursu wymiany zagranicznej waluty, denominowanej w złotówkach, ma podwójne dno. Wszystkim mocniejszy PLN kojarzy się ze stratami exporterów, którzy na każdym 1000 euro wartości polskich towarów sprzedanych zagranicą, przy spadku kursu euro o 0,4 zł, tracą 420 zł.

Problem mogą mieć jednak nie tylko eksporterzy. Dla tysięcy Polaków, którzy wyjechali za granicę w celach zarobkowych i przez cały ten okres oszczędzali środki w walucie, w której zarabiają, nagle teraz okazuje się, że mają znacznie mniej złotówek niż mieli przed rokiem. Pojawia się dylemat, czy wymieniać swoje, nie małe wcale, „zaskórniaki” na PLN już teraz, czy może czekać, w nadziei, że krajowa waluta ulegnie deprecjacji. Co więcej, sytuacja Polaków za granica nie dotyka ich wyłącznie indywidualnie. Transfery prywatne do kraju zmniejszają się, wszyscy „zarabiamy” na tym mniej.

Mocna waluta krajowa, chociaż może świadczyć o sile gospodarki, to także, paradoksalnie, hamuje ją w dłuższym okresie. Ponownie przywołując sytuację budżetową, owszem, lepiej jest dług zagraniczny spłacać silniejszą złotówką, gdyż denominowany w euro będzie kosztował mniej. Niemniej jednak, przy ujemnym bilansie handlowym, gdy import przewyższa export i wydatki są wyższe niż dochody, okazuje się, że nie bardzo jest czym ten zagraniczny dług spłacać. Potrzebna jest emisja kolejnych papierów skarbowych, ich rentowność dla inwestora rośnie ze względu na coraz większą podaż tych papierów i większe ryzyko. Obsługa długu staje się jeszcze bardziej kosztowna i tak można napędzić spiralę coraz wyższych zobowiązań. Tak jak pisałam wcześniej, import w Polsce jest bardzo potrzebny, ale chodzi o odpowiedni import, o zakup nowoczesnych technologii produkcji, know – how, czy narządzi do badań rozwojowych. To wszystko jest nam, jako krajowi goniącemu największe europejskie gospodarki, szalenie potrzebne, ale w momencie, kiedy sami nie eksportujemy i na sprzedaży dóbr za granicę nie zarabiamy, to okazuje się, że finansowanie tego najistotniejszego importu jest bardzo utrudnione.

Reasumując, spadek kursów zagranicznych walut w stosunku do złotówki, w krótkim okresie nastraja optymistycznie. Okazuje się, że rząd jak i obywatele, których zadłużenie jest denominowane, np. w euro, mają do spłaty mniej złotówek. Polak w te wakacje poczuje się bogatszy na zagranicznych wakacjach. Dla gospodarki ważny będzie tańszy import nowoczesnych technologii, surowców produkcyjnych i niższy koszt badań rozwojowych. Głośno narzekają eksporterzy, trochę ciszej, bo być może ich głos jest trudniejszy do usłyszenia, Polacy zarabiający za granicą i przysyłający do kraju swoje oszczędności. Mimo powszechnego entuzjazmu, może okazać się, że korzyść z silniejszej waluty będzie krótkotrwała. Mimo wszystko, w dłuższym okresie, globalnie dla polskiej gospodarki, dobrze jednak byłoby umocnić export, by zarobić na import, ważny dla rozwoju.

Chociaż rekordzistami nie jesteśmy i do Grecji, na szczęście, jeszcze nam dość daleko, to jednak dług zagraniczny trzeba spłacać. Mimo, że denominowany w euro będzie kosztował mniej złotówek, to jego obsługa nadal pochłania ogromne środki. Na razie jednak cieszmy się silnym złotym, w końcu to popyt wewnętrzny w kraju uratował nas przed silniejszymi znamionami kryzysu, a nie wysoki export.

Tekst Kasi Szczepaniak ukazał się na http://www.mojeopinie.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz