czwartek, 23 czerwca 2011

Relacja z konferencji „ Czy USA wycofują się z Europy?”

17 czerwca odbyła się debata zorganizowana przez Fundację im. Kazimierza Pułaskiego, „Gazetę Wyborczą” oraz Wydawnictwo Rambler. Tematem dyskusji była próba odpowiedzi na pytanie „Czy USA wycofują się z Europy?”.

Do udziału w spotkaniu, które miało miejsce w warszawskiej siedzibie „Gazety” zaproszono specjalistów, znawców tematyki stosunków transatlantyckich. W dyskusji udział wzięli: Andrew Michta - dyrektor German Marshall Fund w Warszawie, Jerzy M. Nowak - ambasador RP przy NATO w latach 2002-2007, wiceprzewodniczący Rady Wykonawczej Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego oraz Paweł Świeboda - prezes demosEUROPA – Centrum Strategii Europejskiej. Spotkanie poprowadził Zbigniew Pisarski, prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.


Pretekstem do dyskusji stała się teza książki „Granice potęgi. Kres amerykańskiej wyjątkowości” autorstwa Andrew Bacevicha. Autor publikacji sugeruje, że transatlantyckie NATO mogłoby stać się organizacją dbającą o bezpieczeństwo jedynie w Europie, bez udziału hegemonii USA. Twierdzi, że wydarzenia ostatnich lat potwierdzają regres w stosunkach europejsko - amerykańskich, a NATO wkrótce przestanie być wyrazem wspólnych działań partnerów realizujących jednorodne interesy.

Czy północnoatlantycki pakt mógłby stać się sojuszem stricte europejskim?
Tak postawione pytanie skierowane zostało do ambasadora Jerzego Nowaka, który jednoznacznie potwierdził, iż w jego mniemaniu, taki układ jest niewyobrażalny. Prawie zawsze w historii była siła przewodząca, ustanawiająca ład, czy to na świecie, czy w poszczególnych regionach. Stany Zjednoczone były i będą obecne w misjach podejmowanych przez wojska międzynarodowe. Współpraca Europejczyków w mobilizacji wojennej już wiele razy skazana była na porażkę, dowodząc, że ich mocniejszą stroną jest raczej mobilizacja gospodarcza. Amerykanie na zagrożenia reagują nie w przeciągu tygodni, czy nawet dni. Ich siłą jest możliwość podjęcia niezbędnych decyzji oraz interwencji w przeciągu godzin, czego nie można powiedzieć o nawet najbardziej liczących się partnerach w Europie.

Teza o możliwym braku amerykańskiego wsparcia w sojuszu atlantyckim zdaje się czysto abstrakcyjna i traktowana jest obecnie raczej jako temat książki z gatunku political fiction. Niemniej jednak rodzi się pytanie, dlaczego w obliczu tak ogromnego przerostu amerykańskiego zadłużenia podatnicy USA mają płacić m.in. za bezpieczeństwo w Europie, która przynajmniej jak mogłoby się wydawać na tym poziomie integracji, powinna sama radzić sobie nie tylko z własnymi problemami, np. bałkańskimi, ale także być w stanie reagować na zagrożenia powstające w innych częściach świata. Andrew Michta przypomina, że 40 centów z każdego amerykańskiego dolara budżetu federalnego jest pożyczone. W takiej sytuacji, w obliczu ogromnych kosztów ponoszonych w związku z wydatkami przeznaczanymi na armię, uzbrojenie, podkreśla, że może warto by amerykańska administracja zmieniła środki oddziaływania z militarnych na polityczne, co pozwoliłoby chociaż w części ograniczać ekspansywne wydatki zbrojeniowe. W kwestii samego NATO, Andrew Michta twierdzi, że organizacja funkcjonuje, gdy działania podejmowane są wspólnie, na szczeblu transatlantyckim.

Za bezsens uznaje ideę, by sojusz stał się porozumieniem jedynie europejskim. Istnieje zbyt wiele wspólnych interesów, które były realizowane i nadal będą na poziomie międzykontynentalnych uzgodnień. Europę i Stany Zjednoczone łączą trwale wspólne wartości. Nie należy także zapominać o ogromnych inwestycjach, które podejmowane były przy wzajemnej aprobacie a nawet współpracy. Mają one zbyt wielką wartość, same w sobie są spoiwem, które nie pozwoli na rozdzielenie wspólnych interesów.

Prezes Paweł Świeboda dodaje, iż współczesna sytuacja geopolityczna wymaga rozważenia zróżnicowanego punktu widzenia prezentowanego przez strony sojuszu. Ważna staje się percepcja zagrożeń po obu stronach oceanu Atlantyckiego. Europejczycy coraz częściej odnoszą wrażenie, że 11 września przedłużył karencję NATO. W Brukseli od lat słyszy się, że interwencja w Afganistanie jest katastrofą i coraz częściej rozbrzmiewa powątpiewający ton, czy UE broni tak naprawdę swojego bezpieczeństwa. Wspólnota zaczyna kierować się wrażeniem, że Amerykanie wciągnęli nas w wojnę, na którą Europejczycy przystali na fali solidarności w walce z terroryzmem. Czy stosunki Europa – USA można traktować jako na tyle trwałe i ugruntowane, iż pomijać można we wzajemnych relacjach wpływ innych państw, światowych graczy? Rosja może nie ma istotnego wpływu na same stosunki UE ze Stanami, stara się jednak nadal wywierać nacisk na tempo integracji państw bałkańskich ze Wspólnotą. Ambasador Jerzy Nowak twierdzi, że Rosja w tej chwili nie jest zagrożeniem, traktowana jest raczej jako wyzwanie. Ryzyko stosunków z FR definiują trzy słowa: niepewność, niejasność i nieprzewidywalność. Także Chiny, które z nowym impetem powracają do roli gospodarczej potęgi wymuszają pewną rywalizację w stosunkach partnerskich.

Układ sił na świecie wykazuje tendencję do zmian. Europa nie jest już strategicznym punktem na geopolitycznej mapie Stanów Zjednoczonych. Andrew Michta zwraca uwagę, iż mimo że w Europie jest znacznie spokojniej niż w Azji, to jednak doświadczenia na starym kontynencie nie są dla Amerykanów najlepsze. Przywołuje tu chociażby wojny bałkańskie. Działania sojusznicze, tak jak przypuszczano spowodowały podwyższenie politycznych kosztów transakcyjnych, ale wbrew oczekiwaniom, koszty militarne, które musieli ponieść Amerykanie pozostały na tym samym poziomie. W misjach podejmowanych przez pakt większa część uzbrojenia pochodzi z USA. NATO wiąże bezpieczeństwo Europy i Północnej Ameryki już od 60 lat. Tak pozostanie, gdyż wspólne interesy są mocnym spoiwem, niemniej jednak stale następują zmiany w postrzeganiu roli sojuszu, jaką ma on odgrywać na arenie światowej.

Ostatnie lata pokazały, że współpraca Unia – Stany Zjednoczone nie jest paktem nierozerwalnym i nie powinno się traktować istniejących porozumień jako aksjomatów. Transatlantycka chemia słabnie. Niepowodzenie wspólnych działań w Afganistanie, nadwyrężenie stosunków transatlantyckich po wejściu USA i Anglii do Iraku wpłynęły na osłabienie wzajemnej wiarygodności partnerów. Odbudowa zaufania może być tym trudniejsza, im bardziej będzie różnić się polityka sojuszników względem istniejących zagrożeń. Zwrócić należy jednak uwagę, iż tendencje w prowadzeniu polityki są weryfikowane po obu stronach. Europejczycy najwyraźniej chcieli coś udowodnić rozpoczynając zbrojną interwencję w Libii. Z kolei Stany Zjednoczone, w obliczu ogromnego zadłużenia zaczynają wdrażać tańsze, polityczne środki podtrzymywania światowego ładu, w oczach Amerykanów, opartego na hegemonii USA.

Tekst Kasi Szczepaniak ukazał się na www.mojeopinie.pl  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz