środa, 13 października 2010

Projekt budżetu na 2011 rok – rewolucji w finansach nie będzie

Plan konsolidacji finansów publicznych, przedstawiony na początku roku przez Platformę Obywatelską zapowiadał kilka zmian, nawet pewne systemowe rozwiązania na rzecz uzdrowienia polskich finansów. Szybko narastający dług publiczny, potęgowany z roku na rok kolejnymi dziurami w budżecie państwa wymusza nie tylko planowanie, ale także podjęcie konkretnych działań. W minionym tygodniu rząd przedstawił w sejmie projekt budżetu na rok 2011. Owszem sam deficyt ma być mniejszy niż w roku bieżącym, niestety poważniejszych reform w finansach publicznych nadal nie widać.

Finanse w 2011 roku

Założenia makroekonomiczne zawarte w projekcie budżetu na przyszły rok przewidują realny wzrost PKB na poziomie 3,5%, tj. 0,5% wyższym od tegorocznego. Inflacja wg. prognoz wyniesie 2,3 %, to mniej więcej średnia inflacja z ostatnich miesięcy w odniesieniu do analogicznych miesięcy poprzedniego roku. Poziom zatrudnienia wzrośnie o 1,9%. Dochody do budżetu państwa będą o ok. 10% nominalnie wyższe niż w 2010 roku, wydatki natomiast wzrosną o ok. 4,1 % w stosunku do roku bieżącego. Deficyt budżetu państwa wyniesie 40,2 mld zł, tj. o 12 mld zł mniej niż planowany na rok 2010. Przychody z prywatyzacji wynieść mają 15 mld zł – w tym roku szacowane na nawet 30 mld zł.

Projekt budżetu został przygotowany w układzie zadaniowym i to jest jego zaletą. Poza tym, to raczej zbiór doraźnych rozwiązań. Redukcja deficytu budżetowego wygląda raczej jak leczenie pacjenta objawowo – nadal brak konkretnej diagnozy.

Najistotniejszą zmianą w polityce fiskalnej na rok 2011 ma być podwyższenie podstawowych stawek podatku VAT o 1% oraz ograniczenie odliczenia podatku naliczonego przy nabyciu samochodów z „kratką”. VAT jest podatkiem, który przynosi budżetowi państwa największe wpływy i wydaje się najbardziej sprawiedliwy – więcej kupujesz – więcej zapłacisz. Podwyżka podatku od towarów i usług nie jest jednak początkiem konkretnej strategii, a raczej metodą na szybkie pozyskanie kilku miliardów do wspólnej kasy.

Do redukcji wydatków przyczyni się m.in. obniżenie zasiłku pogrzebowego z 6,3 tyś. do 4 tyś zł. Krok w dobrym kierunku, bo na zasiłkach zarabiają głównie mafie pogrzebowe, ale można czuć się trochę oszukanym. W obliczu konieczności dokonywania reform finansów publicznych, jednym z głównych punktów budżetu mającego przyczynić się chociażby do ich stabilizacji jest zmniejszenie zasiłku pogrzebowego. Gdzie reforma KRUS? Czemu nadal trzecim najważniejszym wydatkiem z budżetu państwa jest dotacja do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych? Nie od razu Rzym zbudowano, ale fakt przemilczenia problemów nie przyniesie ich rozwiązania.

Kolejny punkt to zamrożenie płac w sferze budżetowej. Utarło się, że publiczne pieniądze marnotrawione są w urzędach, przychodniach, szpitalach i innych państwowych instytucjach. Czy administracja państwowa, czy też inne sfery budżetówki nie mogą być efektywne? O czym mówią zatem wszystkie hasła o przyjaznym państwie, sprawnych urzędach? Już same ekipy rządzące poprzez swoje działania potwierdzają tezę o tym, że stworzenie efektywnych instytucji państwowych jest nierealne. Państwo jest trochę jak firma, w której konieczna jest redukcja zbędnych etatów, ale efektywna praca musi być nagradzana. Może warto zastanowić się nad jakąś formą reguły „zwolnić 50%, pozostałym podnieść pensję o 50%”? Środowisko pracowników budżetówki to także ludzie kompetentni, efektywni, i to m.in. oni odpowiedzieć mają za obecną sytuację finansów publicznych. Kolejne pokolenie kształcące się w kierunku administracji publicznej nie popełni już błędu, zagłosuje nogami a swoje miejsce znajdzie chociażby w szeregach administracji unijnej. Efektywność tego sektora spadnie, koszty zmniejszą się, może nawet wydatnie, a kosztami społecznymi nikt już martwić się nie będzie.

Wydatki zaplanowane zostały zgodnie z tymczasową regułą wydatkową. Pierwszy pakiet reform dla konsolidacji finansów publicznych opublikowany w marcu tego roku zakłada bardzo silne ograniczenie wzrostu wydatków o charakterze uznaniowym (nie wynikających z istniejących ustaw regulujących wydatki publiczne). Wzrost tych wydatków w 2011 roku , a także w najbliższych latach, jak zakłada plan konsolidacji finansów publicznych, nie powinien przekraczać 1% w ujęciu realnym (tzn. 1% +inflacja). Zadanie trudne do wykonania bo w ostatnich latach wydatki te rosły średnio 2 razy szybciej niż wynikałoby to z ograniczenia inflacja +1%. Przykładowo w roku 2008 wydatki, które można byłoby objąć regułą wydatkową rosły w tempie 10,9 %, wobec 5,2 % na które pozwoliłoby zastosowanie zasady 1% + inflacja. W roku 2007: 6,8% wobec 3,5%. Regułą wydatkową można objąć ok. 25 % wydatków budżetu państwa.

Dług - tak, ale z rozsądkiem

Przez długi jeszcze czas jednymi z najistotniejszych wydatków z budżetu, zaraz za subwencjami dla samorządów i kosztami obsługi długu publicznego, będą dotacje dla FUS i KRUS. Na rewolucję nikt nie liczy, bo oceniając realnie nastroje społeczne jest ona niewykonalna, ale zmiany są potrzebne. Czekamy chociażby na ograniczenie przywilejów emerytalnych niektórych grup zawodowych. Zastraszeni protestami społecznymi politycy nie będą się wychylać, tym bardziej, że za rok wybory parlamentarne. Propaganda sukcesu oparta na zmniejszonym deficycie w stosunku do roku bieżącego powinna przynieść sukces wyborczy, ale finansów publicznych nie uzdrowi.

Projekt budżetu 2011: Nowa ustawa budżetowa czyli ciąg dalszy braku reform

Zaryzykuję tezę, że polskie finanse wiele by jeszcze zniosły, ale jeśli reformy mają być efektywne, a Polska ma pozostać „ zieloną wyspą” na gospodarczej mapie Europy, to do pracy nad finansami publicznymi trzeba zabrać się już dziś. Utarło się, że państwa zachodnie żyją ponad stan. Dla zachowania buforu bezpieczeństwa Unia Europejska przyjęła kryteria konwergencji, które miały hamować zbyt ekspansywną politykę fiskalną państw członkowskich. Kryteria nadal są, chociaż raczej na papierze. Mało które państwo w Europie ma jeszcze deficyt budżetowy niższy niż 3% PKB, coraz rzadziej dług publiczny nie przekracza 60% PKB. Kryteria te przyjęte zostały uznaniowo i tak naprawdę nie znaczą nic więcej jak jedynie średnią deficytu budżetowego czy długu publicznego w odniesieniu do PKB w krajach członkowskich w momencie ich ustalania. Samo przekroczenie progów ostrożnościowych nie wywołuje żadnych skutków ekonomicznych. Nie chodzi zatem o to by budżet bilansować za wszelką cenę. Deficyt finansów może istnieć, ale niech będzie to zdrowy deficyt, wynikający z inwestycji, a nie z marnotrawienia publicznych pieniędzy w nieefektywnych instytucjach.

Nie jestem zwolenniczką funkcjonowania państwa na kredyt, bo dług trzeba spłacić i to z odsetkami. Obsługa długu publicznego kosztuje państwo polskie stanowczo zbyt wiele, a zabezpieczenia ustawowe, które uruchomione zostaną w momencie przekroczenia progu 55% PKB, wywołają jeszcze wyższe koszty społeczne. Pozytywnym natomiast jest fakt, że zagraniczni inwestorzy zdają się nie dostrzegać iluzoryczności „reform” finansów, bądź zwyczajnie dobrze oceniają ich stan. Popyt na obligacje jest a ich rentowność spada.

W dużym stopniu to dobry nadzór finansowy w Polsce uchronił kraj przez zapaścią gospodarczą. Czas by nadzór nad finansami publicznymi był równie efektywny.

Tekst Kasi Szczepaniak ukazał się na www.mojeopinie.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz