czwartek, 8 lipca 2010

Podzielona Polska ma Prezydenta.

Emocje związane z wyborem Prezydenta RP rozstrzygnięte. Po niedzielnych wyborach nową głową państwa został kandydat partii rządzącej Bronisław Komorowski (53,01%). Wyprzedzając w II turze kandydata Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego (46,99%) o 6,02%.
.
Ekscytująco było jednak do samego końca. Zaraz po zamknięciu lokali wyborczych, tj. o godz. 20, wstępne sondaże zaprezentowały stacje telewizyjne. Zarówno w TVP, TVN jak i na Polsacie, zwycięzcą okazał się Bronisław Komorowski, aczkolwiek jego przewaga nie przekraczała progu błędu statystycznego. W sztabie PO cieszono się ze zwycięstwa, ale pewności jeszcze nie było. Podobnie w PiS-ie. Jarosław Kaczyński pogratulował kontrkandydatowi, ale jednocześnie zaapelował do komisji wyborczych o wytężoną i dokładną pracę przy liczeniu głosów. Różnica była na tyle mała, że nikt pewności co do ostatecznego wyniku nie mógł mieć.

Niepewność poświadczyły pierwsze oficjalne dane z Państwowej Komisji Wyborczej, która ok. 23 podając cząstkowe wyniki potwierdziła, że owszem wygrywa Komorowski, ale przewaga oscyluje w granicach 1%. Różnica pomiędzy kandydatami malała. Po północy PKW ogłasza drugi komunikat i sytuacja zmienia się diametralnie. Teraz głową państwa jest już Jarosław Kaczyński. Po przeliczeniu ok. 50% oddanych głosów ma on przewagę niespełna 1%. Jeśli ktoś w sztabie PO już przysypiał to wiadomość PKW musiała go postawić na baczność i zadziałać o wiele skuteczniej niż mocna kawa. Napięcie wzrastało, aż do momentu kolejnych komunikatów PKW, w których Marszałek Sejmu odrobił straty i ponownie wyszedł na prowadzenie. Po podliczeniu wszystkich głosów z obwodowych komisji wyborczych mieliśmy już pełną jasność. Nowym prezydentem RP, na pięcioletnią kadencję, został Bronisław Komorowski z poparciem 53,01%. Jarosław Kaczyński, ostatecznie uzyskał 46,99%. Różnica wyniosła 6,02%. Frekwencja dla całej Polski to 55,31% (w I turze 54,94%).

Co dla Polski oznaczać będzie wybór na Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego? Przede wszystkim wygrana tego właśnie kandydata, najogólniej mówiąc, daje pełnie władzy Platformy Obywatelskiej w kraju. Co prawda PO nie ma samodzielnej większości w Sejmie, musi tworzyć rząd koalicyjny, ale mając własnego prezydenta, traci główny i często powtarzany argument, braku poważnych reform w państwie, które blokował Lech Kaczyński, bądź też podejrzewano, że zablokuje. Teraz to co przygotuje rząd, a koalicja PO- PSL poprze w głosowaniu, zostanie podpisane przez głowę państwa. Pytanie tylko czy PO będzie stać na odważne reformy na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi i zbliżającymi się wyborami do parlamentu. Z jednej strony w obawie przed utratą poparcia społecznego, którym w dalszym ciągu partia się cieszy, jest to co najmniej wątpliwe. Z drugiej strony ciężko będzie się wytłumaczyć z ich braku, co też w rezultacie doprowadzi do niezadowolenia obywateli. Po dotychczasowym Marszałku Sejmu nie spodziewałbym się polityki niezależności, a raczej można oczekiwać wcielenia w życie wyborczego hasła „zgoda buduje”…
.
O ile wygrana Komorowskiego dla Platformy Obywatelskiej może oznaczać początek końca, to dla Prawa i Sprawiedliwości sytuacja w jakiej obecnie znalazła się ta partia jest bardzo wygodna. Nie rządzi, nie ma prezydenta, Jarosław Kaczyński pozostaje szefem, a sama różnica poparcia jest na tyle mała, że o pełnej klęsce kandydata PiS nie może nikt powiedzieć. Jedyne co teraz PiS może robić to czekać na potknięcia rywala i go punktować. Sytuacja bardzo wygodna, znakomita do ataku. PiS już zapowiada, że czeka na realizacje obietnic wyborczych Komorowskiego i samego rządu. Mówi, teraz macie pełnie władzy, nikt wam „nie przeszkadza”, pokażcie nam, obywatelom, jak się skutecznie rządzi.
.
Na takim a nie innym rozstrzygnięciu niedzielnych wyborów w przyszłości zyskać może również Sojusz Lewicy Demokratycznej. Kandydat tej partii, Grzegorz Napieralski, w wyborach prezydenckich w I turze uzyskał bardzo dobry wynik, 13,68%. Jeżeli PO nie będzie przez najbliższe miesiące w stanie skutecznie rządzić państwem, nie pokaże wyborcom, że dana przez nich szansa i pokładane nadzieje nie zostaną zmarnowane, to nie tylko PiS na tym zyska, ale i SLD. Ci co zdecydowali się oddać głos na PO, a jest im daleko do polityki PiS-u będą mieli ograniczone pole manewru. Dla nich wybór praktycznie ograniczy się tylko do niegłosowania, albo poparcia lewicy.
.
II tura wyborów prezydenckich, co warte również odnotowania, wyraźnie pokazuje podział kraju na dwie strefy. Strefy wpływów PO i PiS. Niezależnie kto wygrałby wybory i tak nie byłby prezydentem wszystkich Polaków. Podział społeczeństwa jest wyraźny, ale za niego odpowiadają właśnie politycy, którzy z jednej strony mamią hasłami pojednania, współpracy, a z drugiej strony prowadzą brutalną wojnę, która doprowadziła do polaryzacji społeczeństwa. Natomiast sama debata polityczna, o ile takiej możemy w ogóle mówić, polega nie na pokazywaniu swoich własnych zalet, programu naprawy państwa, konkretów, a jedynie na zastraszaniu. Mówieniu „jeśli konkurent dojedzie do władzy to będzie źle”. Nie ważne, że brak argumentów, ważne, że temat chwytliwy.

Źródło mapa: http://www.pkw.gov.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz