poniedziałek, 12 września 2011

Dewaluacja franka na poważnie

Wtorkowy poranek dostarczył nowych emocji na rynku walutowym, a w mgnieniu oka udzieliły się one na pozostałych rynkach finansowych. Europejskie gospodarki odpowiedziały entuzjastycznie na oświadczenie skierowane ze Szwajcarskiego Banku Narodowego dotyczące decyzji o powiązaniu kursu franka z kursem wspólnej waluty Eurolandu.

W ciągu godziny rynek osiągnął stosunek wymiany deklarowany przez SNB jako poziom minimalny.

Szwajcarski pieniądz uważany jest za walutę zaufania, bezpieczną przystań, co niekoniecznie wiąże się z aprobatą samych Szwajcarów. Aktywów o statusie safe haven nie jest wiele. Do tego elitarnego grona zalicza się także złoto, czy jena japońskiego. Z pewną dozą ostrożności tę cechę można było przypisywać dolarowi amerykańskiemu, chociaż w ostatnich czasach dane gospodarcze pokazują, że nawet ogromne światowe rezerwy utrzymywane chociażby przez takie kraje jak Chiny, a denominowane w dolarach nie świadczą już o sile i pozycji tej waluty.

W chwilach niepewności na rynkach inwestorzy uciekają do bezpiecznych aktywów, takim nadal wydaje się frank szwajcarski. Wydarzenia ostatnich lat wielokrotnie to potwierdzały. Waluta ta okazywała się bezpieczna dla rynkowych graczy, którzy swoje oszczędności, czy inwestycje denominowali we frankach, czy w chwilach rynkowych zachwiań uciekali w te właśnie dewizy. Mniej bezpieczna okazała się ona dla kredytobiorców, którzy skusili się na niskie raty przy kursie franka 2,8 zł, ale także wysokim stopniu ryzyka walutowego.
Czas na interwencję

Wczoraj, ku uciesze m.in. tej właśnie grupy, Szwajcarski Bank Narodowy, po szeregu działań odbieranych przez rynki raczej jako straszaki, powziął decyzję o powiązaniu szwajcarskiej waluty z euro. W treści oświadczenia znalazło się stwierdzenie, iż frank jest bardzo przewartościowany, w związku z tym SNB z „z największą determinacją” będzie pilnował by kurs euro/frank utrzymywał się powyżej poziomu 1,2. Dodano, że Szwajcaria jest gotowa kupować zagraniczne waluty w nieograniczonych ilościach, tak by utrzymać założony cel.

Sformułowania „nieograniczone ilości” oraz „największa determinacja” wywołały falę ożywienia na rynkach finansowych. Niemal natychmiastowo CHF osłabił się. Jeszcze wczoraj o godzinie 8 rano notowano kurs 1,17 . W ciągu godziny osiągnął wartość minimalną deklarowaną przez szwajcarski bank. Od wczoraj kurs oscyluje między 1,202 a 1,207.

Kurs Euro do Franka 6 września, źródło:stooq.comKurs Euro do Franka 6 września, źródło:stooq.com
Przewartościowany kurs franka oznaczał straty szwajcarskich eksporterów, groził deflacją. Jak pisał      w ostatnich tygodniach Ireneusz Wieczorek           w artykule Narodowy Bank Szwajcarii w obronie franka, Helweci mieli dwa wyjścia: powiązać kurs pieniądza z inną walutą lub zastosować ujemne stopy procentowe. Niejako mając nóż na gardle SNB decyduje się, póki co, na deklarację pierwszego rozwiązania. Powiązanie z euro budzi wiele wątpliwości, ze względu na trudną sytuację w samym Eurolandzie. Niemniej jednak, z tego względu, iż znacznie ponad połowa eksportu Szwajcarii kierowana jest do strefy euro, jest to rozwiązanie najbardziej logiczne.

Ożywienie na europejskich parkietach

Na wiadomości o powiązaniu franka z euro pozytywnie zareagowały giełdy. Indeks największych spółek notowanych na warszawskim parkiecie zyskiwał wczoraj maksymalnie 1,61% w stosunku do otwarcia, zamknął się natomiast niewiele ponad zieloną kreską. Entuzjazm jednak nie ostygł, dziś notowane są kolejne wzrosty. WIG do godziny 12 rośnie o 1,69 %, pod koniec dnia 2,7%. Zyskują także giełdy: Węgierska (1,29 % na otwarciu), najważniejszy indeks DAX we Frankfurcie zyskuje aż 3,82 %, Giełda w Londynie także się zazieleniła.

W zasadzie powiązanie kursu franka z europejską walutą nie powinno mieć wpływu na rynek giełdowy. Oczywiście rynki finansowe cechuje duży stopień uzależnienia, niemniej jednak fakt osłabienia się helweckiego pieniądza nie wpływa w żaden sposób na problemy strefy euro. Zagrażają one gospodarkom Starego Kontynentu i były bardziej bezpośrednią przyczyną spadków w ostatnich tygodniach. Tę sytuację tłumaczy analityk Piotr Kuczyński w wypowiedzi dla TVN24. Po znacznej przecenie akcji w ostatnich dniach, w momencie kiedy dochodzi do osłabienia franka oraz automatycznego umocnienia się euro w stosunku do dolara, zostaje to odebrane jako ogólne zmniejszenie się awersji do ryzyka na rynkach, a inwestorzy decydują się tym samym na zakup aktywów, w tym oczywiście akcji, co doskonale widać na europejskich parkietach.

Czy SNB będzie drukował franki?

Wczorajsze osłabienie się szwajcarskiej waluty to efekt wyprzedaży CHF z portfeli inwestorów, w obawie przed gwałtownym spadkiem. Ponownie zadziałał efekt psychologiczny, nie musiało dojść do interwencji SNB. Niemniej jednak spekulanci zapewne zechcą sprawdzić stopień determinacji Szwajcarów do dewaluacji narodowego pieniądza. Jeśli Stany Zjednoczone oraz Unia Europejska podejmą radykalne działania w kierunku opanowania kryzysu zadłużenia, który jest główną przyczyną niepokoi na rynkach kapitałowych, sytuacja ustabilizuje się, to dla inwestorów priorytetem przestanie być ucieczka w bezpieczne aktywa takie jak frank, czy złoto. Helwecka waluta osiągnie racjonalną wartość, a Bank Szwajcarski nie będzie musiał interweniować przeciw jej rynkowemu przewartościowaniu i powstającej z dnia na dzień bańce. Niestety ani inicjatywy FED-u, ani starania duetu Merkel - Sarkozy nie pozostawiają nadziei na rychłe rozwiązanie problemu.
Wiele aktywów nadal będzie denominowanych w „bezpiecznych” walutach. Determinacja zapowiadana przez SNB kusi spekulantów. W komentarzach przywołuje się słynny case Georga Sorosa, który wykorzystując kapitały funduszu hedgingowego i przekonanie o tym, że brytyjski funt jest przewartościowany, grając na zniżkę kursu doprowadził do założonego przez siebie celu. Tym samym utarł nosa wielu „możnym” tego świata. Przypadek Szwajcarii jest jednak w znacznym stopniu odmienny. Z pewnością dużo łatwiej jest bankowi narodowemu osłabiać walutę krajową niż utrzymywać ją na przewartościowanym poziomie. To z tego względu, że aby utrzymać wysoki kurs waluty trzeba posiadać realne rezerwy walutowe, których wyprzedaż może pozwolić na interwencję na rynku walutowym, a które są zawsze ograniczone. Z kolei by obniżać kurs waluty można grać środkami denominowanymi w tym właśnie pieniądzu, wypuszczając je na rynek, kreując wyższą podaż, obniżając w ten sposób cenę pieniądza wyrażoną w innych walutach. Natomiast w momencie kiedy środki się kończą, nie musi to oznaczać końca gry. W tym przypadku SNB może po prostu dodrukować franki. Chociaż dodruk pieniędzy zawsze kończy się wysoką inflacją, z którą igranie jest niebezpieczne, to jednak trudna sytuacja szwajcarskiej gospodarki, do której mógłby doprowadzić przewartościowany kurs franka może stanowić niejako usprawiedliwienie dla produkcji franków, chociażby wirtualnej.

Tymczasem Szwajcarski Bank Centralny może całkiem dobrze wyjść na całej operacji. Od długiego już czasu skupowano zagraniczne waluty, deklarując że tak będzie nadal. Między wierszami czytamy, że za rezerwy mogą się powiększać nawet kosztem dodrukowanych franków. Przy osłabionej walucie narodowej, w momencie wyprzedaży zagranicznych rezerw osiągają zysk. Kupili taniej, sprzedadzą drożej. Takim rozwiązaniem doprowadziliby oczywiście do ponownego wzrostu kursu franka, niemniej jednak utrzymywanie większych rezerw zagranicznych walut jest zawsze lepsze niż ich niedobór. Chociaż w sytuacji Szwajcarii raczej nie grozi im niedowartościowanie waluty, to w tym momencie na pewno zyskują swoisty bufor bezpieczeństwa także i na taką ewentualność.

A co ze złotówką?

Dzisiejszy średni kurs CHF podawany przez NBP to 3,49. Wobec pojawiających się w ostatnich tygodniach cen franka, dochodzących, a nawet przebijających granicę 4 złotych, kredytobiorca widząc 3,49 na chwilę się uspakaja. Niektórzy kuszą się o stwierdzenie: „tani frank” – frank tani nie jest. Faktem jest nadal jego przewartościowanie w stosunku do euro, jak i do złotówki. Czasy 2,8 zł za szwajcarski pieniądz pewnie nie wrócą. Niemniej jednak na powrót helweckiej waluty do racjonalnego poziomu możemy liczyć w momencie, kiedy zostaną podjęte skuteczne kroki walki z kryzysem zadłużenia. Na rynki wróci entuzjazm, okaże się także, że złoty umocni się samoistnie wobec franka.

W sytuacji gospodarczego kryzysu w Europie, inwestorzy uciekając do bezpiecznych przystani takich jak złoto, czy franki. Wycofują się z inwestycji bardziej ryzykownych, umiejscawianych na rozwijających się rynkach Europy Środkowo – Wschodniej, w tym również z Polski, wyprzedają złotówki, tym samym waluta się osłabia. Spokój na rynkach może doprowadzić do odwrócenia tego trendu. Tymczasem powiązanie franka z euro nie oznacza powiązania złotówki z frankiem. Fakt dalszego osłabiania się PLN, który wynika raczej z awersji do ryzyka wśród inwestorów, jest skutkiem także wewnętrznej siły krajowej waluty – co podkreśla Piotr Kuczyński. Rozwiązaniem, które wydaje się przynieść w tej sytuacji faktyczne powiązanie złotego z frankiem na stałym poziomie jest wejście Polski do ERMI2, czyli systemu, w którym stosując narzędzia polityki pieniężnej, Polska zobowiąże się do utrzymywania kursu złotówki przez dwa lata w stałym paśmie wahań w stosunku do euro. To okres, który będzie poprzedzał bezpośrednio przyjęcie wspólnej waluty, co jednak w tym momencie oddala się ze względu na gospodarczą sytuację w Europie i jest tematem raczej na odrębną dyskusję.

Dotychczasowe próby stosowania tzw. „straszaków” przez bank centralny w Szwajcarii odnosiło jedynie krótkotrwały efekt. Jak będzie w tym przypadku? Jeśli SNB wykaże się faktyczną determinacją, którą deklaruje i nie cofnie się przed drukiem banknotów, w momencie, kiedy spekulanci zechcą sprawdzić i przetestować poziom 1,2 franka za euro kurs powinien osiągnąć w miarę stałą relację w stosunku do wspólnej waluty Eurolandu. Frank szwajcarski jest od długiego czasu przewartościowany, aby obejść się bez kolejnych interwencji SNB najważniejsze w tym momencie jest zażegnanie kryzysu zadłużeniowego w krajach strefy euro, jak również w USA. W chwili obecnej jest to warunkiem powrotu optymizmu na rynkach, ulokowaniu oszczędności denominowanych w bezpiecznych frankach czy złocie w inwestycjach opartych o bardziej ryzykowne aktywa.

Tekst Kasi Szczepaniak ukazał się na www.mojeopinie.pl





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz