wtorek, 7 grudnia 2010

„Grupowe” zwolnienia w budżetówce

Ustawa o racjonalizacji zatrudnienia w państwowych jednostkach budżetowych i niektórych innych jednostkach sektora finansów publicznych w latach 2011 – 2013 to część planu konsolidacji finansów publicznych. Rząd Donalda Tuska „odchudzając” budżetówkę liczy na duże oszczędności i społeczną aprobatę. Faktem jest, że zatrudnienie w sferze finansów publicznych jest przerośnięte, jednak większym problemem wydaje się brak efektywności polskich urzędów i innych jednostek budżetowych. Do tej kwestii ustawa bezpośrednio nie odnosi się w żadnym artykule.

W piątek, 3.12, Sejm przyjął rządowy projekt ustawy dotyczącej ograniczania zatrudnienia w sferze budżetowej. Akt prawny wejdzie w życie z dniem 1 lutego 2011 roku. Czas na redukcję zatrudnienia w administracji przewidziany przepisami to 1 rok.

Wzrost zatrudniania w sektorze budżetowym w okresie ostatnich kilku lat szacuje się na ok. 10%. Dziś, jakby w odruchu oprzytomnienia próbuje się zracjonalizować stan zatrudnienia w sektorze finansowanym z środków publicznych. Strach przed przekroczeniem granicy 55% stosunku długu publicznego do PKB, a także związana z tym konieczność przeprowadzenia konsolidacji finansów publicznych, zmusza do podejmowania działań. Aktywność rządu w tej sferze to mieszanka zaledwie kilku dobrych pomysłów oraz masy doraźnych rozwiązań. Co kilka tygodni rzucane są kolejne hasła, kolejne drobne zmiany wprowadzane są w życie. Pozostaje tylko liczyć, że to część przemyślanej strategii, a nie spontaniczna akcja, pozwalającej jeszcze jakiś czas utrzymać się na powierzchni.



Redukcja zatrudnienia co najmniej o 10%


Rząd Donalda Tuska przeforsował w Sejmie ustawę o racjonalizacji zatrudnienia w państwowych jednostkach budżetowych i niektórych innych jednostkach sektora finansów publicznych w latach 2011 – 2013. Głównym założeniem projektu było zmniejszenie wielkości zatrudnienia w jednostkach organizacyjnych sektora finansów publicznych o co najmniej 10 %, oczywiście z licznymi wyłączeniami. Racjonalizacja obejmie maksymalnie 28 tyś urzędników. Przepisy będą stosowane wobec pracowników pozostających w stosunku pracy, a więc dotyczyć będą także urzędników mianowanych i powołanych, nie obejmą natomiast osób wykonujących zlecenia na podstawie umów cywilnoprawnych. Ustawa, tak jak zresztą plan konsolidacji finansów publicznych, uprzywilejowuje nauczycieli. W artykule 3 ust. 1. czytamy, że przepisów nie stosuje się do szkół. Przypomnijmy, że zamrożenie płac, zastosowane w związku z trudną sytuacją w budżecie, nie obejmie także pedagogów, a nawet dostaną oni w 2011 roku 7% podwyżki.

Kto może czuć się spokojny? Osoby zajmujące kierownicze stanowiska państwowe, kierownicy jednostek, główny księgowy, audytor wewnętrzny, a także osoby w wieku przedemerytalnym i osoby objęte ochroną ze względu na obowiązki rodzinne (np. urlop macierzyński). Ostatecznie ochroną zostaną objęci także związkowcy pracujący w administracji i społeczni inspektorzy pracy – poprawkę wprowadził Sejm.

Racjonalizacja zatrudnienia polegać może na wręczeniu wypowiedzeń osobom posiadającym prawo do emerytury lub renty, nie przedłużaniu umów zawartych na czas określony, czy okres próbny, obniżaniu wymiaru czasu pracy. Kierownicy jednostek ustalą także samodzielnie inne kryteria redukcji zatrudnienia, warunki te powinny polegać na analizie efektywności, jak będzie naprawdę - czas pokaże.


Rachunek zysków i strat


Prawo nie przewiduje stosowania w tym przypadku przepisów zawartych w ustawie o szczególnych zasadach rozwiązywania z pracownikami stosunków pracy z przyczyn nie dotyczących pracowników, tj. stosowania norm odnoszących się do zwolnień grupowych. Niemniej jednak przenosi bezpośrednio rozwiązania tej ustawy, chociażby dotyczące odpraw dla zwalnianych pracowników. Racjonalizacji zatrudnienia będzie dokonywał kierownik jednostki na podstawie samodzielnie przyjętych kryteriów. Fakt ten budził najwięcej kontrowersji, ostatecznie przyjęto rozwiązanie, że warunki redukcji zostaną opublikowane w Biuletynach Informacji Publicznej.

Rezultatem redukcji etatów ma być uwolnienie środków do dyspozycji państwowych jednostek budżetowych (oszczędności pozostaną w jednostkach) w wysokości ok. 1,4 mld zł już w 2012 roku. Ogólny koszt realizacji aktu prawnego to ok. 110 mln rocznie, na który składają się m.in. wypłata odpraw, zasiłki do których będą mieli prawo zwolnieni urzędnicy po rejestracji w urzędzie pracy, koszty administracyjne, takie jak pracochłonność analizy raportów składanych przez kierowników jednostek, ogólne koszty koordynacji przez organy centralne.


Ustawa nie poprawi efektywności w administracji


Ustawa o racjonalizacji zatrudnienia w budżetówce budzi zastrzeżenia głównie pod względem braku jakichkolwiek założeń odnoszących się do poprawy efektywności administracji. Już samo uzasadnienie projektu zaznacza, że zmniejszenie zatrudnienia w sektorze będzie miało tylko pośrednie skutki w poprawie sprawności, skuteczności systemu.

Z jednej strony strach przed zwolnieniem może podziałać mobilizująco na część pracowników, z drugiej strony zagrożenie utratą pracy trudno rozpatrywać w aspekcie motywacji do bardziej wydajnego jej wykonywania. Już dawno systemy motywacyjne przestały się opierać się na groźbie utraty zatrudnienia, tymczasem rządowy projekt ustawy nie przewiduje dosłownie żadnego artykułu mającego na celu poprawę efektywności w państwowej administracji. Jestem przekonana, że to właśnie opieszałość, utrwalenie przestarzałych procedur w strukturach sfery budżetowanej jest głównym problemem. Przerost zatrudnienia stawiałabym na drugim miejscu.

Czynnikiem dodatkowo obniżającym skuteczność w poprawie sprawności systemu jest brak wskazania konkretnych kryteriów, którymi mieliby kierować się kierownicy jednostek wręczając wypowiedzenia. A oto jaka będzie praktyka: w pierwszej kolejności po prostu nie będą obsadzane zwalniające się etaty. Najszybciej z pracy w administracji zrezygnują osoby najbardziej konkurencyjne na rynku pracy, nie zostaną także przyjęci młodzi, wykwalifikowani absolwenci, którzy w karierze w administracji publicznej widzieli swoją przeszłość. Po drugie nie przedłużone zostaną umowy na czas określony oraz umowy zawarte na czas próbny – administracja utraci kolejną grupę młodych ludzi, przygotowujących się do pracy w administracji. Po trzecie odejść będą musiałby osoby posiadające prawo do emerytury – to wydaje mi się najbardziej pozytywnym aspektem rozwiązań z grupy najłatwiejszych, bo do takich, z punktu widzenia kierowników jednostek, zaliczam wymienione rozwiązania.

Później zaczną się schody, ponieważ trzeba będzie przy zwolnieniach kierować się jakimiś merytorycznymi kryteriami, i tu pole do popisu – kierownicy sami je ustalą. Minister Michał Boni wyraża przepełnioną obawą nadzieję - Ufamy dyrektorom, że przeprowadzą racjonalizację zatrudnienia zgodnie z prawem. Mawia się, że podstawą zaufania jest kontrola, a nawet powiedziałabym, że profilaktyka, dlatego też szczególnie brakuje konkretnie sprecyzowanych kryteriów zwolnień w administracji, które mogłyby być wydane np. w drodze rozporządzenia – takich rozwiązań jednak ustawa nie przewiduje.

Pieniądze uwolnione pozostaną w jednostkach, dlatego kolejnym prostym rozwiązaniem dla pośredniego obejścia ustawy będzie zmiana stosunku pracy na umowę cywilnoprawną, tj. umowę zlecenie, czy umowę o dzieło, które z punktu widzenia pracy w administracji na pewno będą mniej korzystne dla „pracowników”, a oszczędności z tego tytułu będą prawie żadne.


Z budżetówki odejdą młodzi ludzie nie mający jeszcze ugruntowanej pozycji

Ograniczenie zatrudnienia w administracji jest konieczne, jednak przyjęta ustawa zawiera wiele braków i niedociągnięć. Podstawową luką jest brak jakiegokolwiek nacisku na poprawę efektywności. Samo zagrożenie zwolnieniem nie może trwale podnieść skuteczności i sprawności systemu (zakres czasowy racjonalizacji zatrudnienia to 2 lata). Dlatego liczę na to, że wkrótce pojawi się projekt, który da nadzieję na nowoczesną administrację publiczną, w której pracę znajdą młodzi, wykształceni ludzie, dobrze opłacani, motywowani i dzięki temu wydajni i efektywni. Tymczasem, przyjęta w piątek norma gwarantuje jedynie, że z administracji odejdą właśnie młodzi, którzy jeszcze nie mieli ugruntowanej pozycji w jednostkach budżetowych. Pracownicy najbardziej konkurencyjni na rynku pracy odejdą w poszukiwaniu lepszych warunków. Sądzę, że samo zwalnianie i zamrażanie płac przyczyni się jedynie do usztywniania zardzewiałego systemu, przy niestety mało znaczących oszczędnościach w budżecie.
Tekst Kasi Szczepaniak ukazał się na www.mojeopinie.pl 

1 komentarz:

  1. Prawie każda ustawa przyjęta przez polskie władze była wadliwa. W Unii Europejskiej tradycją stało się wypuszczanie bubli prawnych. Później te buble prawne są "gwarancją" pracy dla wielu urzędników, którzy w Państwie bez bubli prawnych musieliby zmienić zawód na bardziej przydatny. W najlepszym z najgorszych ustrojów tacy urzędnicy zajmują się interpretacją zawiłego prawa i jednocześnie poprawianiem ustaw i rozporządzeń.

    Dlaczego nie zmniejszono liczby etatów w administracji o 50%? To by było coś!

    Upraszczając cały system prawny w Polsce, zatrzymując biegunkę legislacyjną można pozbyć się ponad połowy niepotrzebnych etatów w administracji.

    Tylko kto wtedy przybijałby stempelki na zaświadczeniach? Gdzie wtedy politykierzy upychaliby pociotków? Przecież ludzie zatrudnieni w administracji mają mentalność z prl. 50% urzędników (nie ważne czy młody, stary, kompetentny czy nie), których spotkałem w urzędach nie przeżyłoby w prywatnej firmie pół roku. Zostaliby wyrzuceni.

    W prywatnej firmie klient nasz pan. W urzędzie klient potrzebujący pieczątki to wrzód na dupie dla urzędnika.

    OdpowiedzUsuń