Rok 2010 to dziwny rok, w którym niemal każdy miesiąc niesie "jakoweś klęski i nadzwyczajne wydarzenia" dla młodej, bo zaledwie 20 letniej, polskiej demokracji. Czyżby Opatrzność doświadczała nas, by wywołać falę refleksji w Narodzie, wśród ludu prostego? Bo klasa polityczna już nie jest do uratowania?! Ledwo opadł nastrój uniesienia i braterskiej miłości, jak pył z ziemi smoleńskiej po katastrofie polskich elit, a już zaczęły się walki o władzę, w starym podłym stylu...
W naszym wspólnotowym rozumieniu, Bóg chce nami mocno potrząsnąć, przerwać naszą codzienną pogoń za mamoną, przerwać naszą wieczną kłótnię i sfary publiczne. To tak, jakby Opatrzność chciała nam powiedzieć: ocknijcie się ludzie! Cieszcie się z tego, co macie!... Bo dzisiaj macie dużo, a jutro możecie nie mieć nic!!! Jedno co Wam pozostanie, to Wasza przeszłość, Wasze czyny! I wtedy okaże się, ile kto był wart... Miarą człowieka jest bowiem jego zdolność do empatii, współczucia innym i wielkość jego wyciągniętej dłoni do biednych i skrzywdzonych przez los.
Niech ta prosta, szczera refleksja towarzyszy nam, zwykłym Polakom - obywatelom, nie politykom - w decyzjach, kształtujących nasze postawy i zachowania w sytuacji zagrożenia dla życia i dobytku naszych przyjaciół, kolegów znajomych i współmieszkańców Polski i naszego rodzimego Mazowsza.