Kolejnym czynnikiem wywołującym spory są kwestie kulturowe. Europa należy do cywilizacji chrześcijańskiej, a Turcja do muzułmańskiej. Według oficjalnych statystyk, aż 99% społeczeństwa tureckiego to muzułmanie, głównie sunnici. Czy po rozszerzeniu Unii Europejskiej społeczność turecka, zważając na odmienność kulturową, byłaby w stanie w odpowiedni sposób koegzystować z resztą „europejczyków”? Mam pewne obawy. W Turcji, a dokładnie w Stambule, byłem nie tak dawno temu i miałem okazje na własne oczy przekonać się jak bardzo różnimy się kulturowo. Nie mówię, że nasza kultura jest lepsza, czy też odwrotnie. Po prostu jest inna. Nie wydaje mi się by nadmierne mieszanie się obu kultur mogłoby być pozytywnym zjawiskiem, a do tego z pewnością by doszło po akcesji Turcji.
Muzułmanie mieszkający obecnie w Unii Europejskiej często mają problemy z asymilacją. Nie potrafią się odnaleźć w nowej, odmiennej dla nich rzeczywistości. Gromadzą się tworząc zamknięte „getta”. Co już zupełnie odcina ich od możliwości przystosowania się do życia w Europie. Podobnie mogłoby się stać z mieszkańcami Turcji, którzy po otwarciu granic wyemigrowaliby w poszukiwaniu pracy. Odmienność kulturowa w wielu przypadkach stanowiłaby barierę w integracji. Daleki jestem od stwierdzenia, iż Europa jest za mało tolerancyjna, nawet uważam, że jest za bardzo tolerancyjna. Państwo powinno pomagać imigrantom, w szczególności tym z kręgu innych cywilizacji, ale pomagać nie znaczy dostosowywać się do ich zwyczajów.
Odmienność cywilizacyjna Turcji z drugiej strony uważana jest za plus. Integracja byłby wyjściem europy poza krąg cywilizacji chrześcijańskiej. Ułatwiłoby to budowanie chrześcijańsko- muzułmańskiego porozumienia, prowadząc do stabilizacji w rejonie. Integracja to również czynnik przyśpieszający przemiany demokratyczne. Jednak czy Turcja tak naprawdę chce takich przemian… nad tym zastanowię się za chwalę.
Pomińmy teraz kwestie geograficzne i kulturowe i zajmijmy się argumentami za i przeciw akcesji Turcji w Unii Europejskiej. Obecnie w europie mieszka już znaczna rzesza imigrantów z Turcji. W samych Niemczech szacuje się, iż jest ok. 2 mln Tuków. Otwarcie granic umożliwiłoby im łatwiejsze komunikowanie się ze swoją ojczyzną. Zarówno umożliwiając powrót do bardziej już „cywilizowanej” ojczyzny, ale i ułatwiając napływ kolejnej grupy imigrantów. Turcje zamieszkuje ok. 72 milionów ludzi, przez co pod względem liczby ludności byłaby drugim państwem w Unii Europejskiej. Wyprzedzaliby ich tylko Niemcy, ok. 82 mln. Nie jest to bez znaczenia. Dzięki temu, Turcja miałaby ogromne możliwości wpływania na proces decyzyjny UE. Tureckiego zdania nie można by lekceważyć.
Kolejnym problemem Turcji jest bez wątpienia ogromna armia, która sprawuje kontrolę nad państwem, a co jest niedopuszczalne w Europie. Unia zakłada cywilną kontrolę nad armią, a nie odwrotnie. Czy rzeczywiste oddanie władzy jest możliwe? Szczerze w to wątpię. Wpływy armii i środowisk islamskich są zbyt duże byśmy mogli myśleć w najbliższym czasie o w pełni demokratycznych wyborach i w pełni demokratycznym państwie.
Turcja do tej pory nie jest wstanie rozwiązać kwestii spornych z sąsiadami. Nie uznaje zbrodni ludobójstwa Ormian w czasie I wojny światowej, za co jest krytykowana na arenie międzynarodowej. Sama Unia Europejska prowadząc negocjacje akcesyjne próbuje naciskać i wymóc oficjalne przyznanie się do ludobójstwa. Od lat Turcja jest również w konflikcie z Cyprem, z państwem który od 1 maja 2004 roku jest członkiem UE. W 1974 roku, na skutek nieudanej próby połączenia Cypru z Grecją, Cypr Północny oderwał się od reszty państwa i ogłosił autonomię. Północna cześć została wtedy wsparta militarnie przez Turcję. Większość państw nie uznaje niezależności Cypru Północnego, jednak po dziś dzień jest tam ok. 30.000 żołnierzy tureckich. Natomiast Turcja nie uznaje rządu cypryjskiego i zabrania cypryjskim statkom zawijania do swoich portów.
Na drodze Turcji do Unii Europejskiej stoi nadal zbyt wiele problemów. Nic nie wskazuje na to by w najbliższych latach kraj ten był gotowy do pełnej integracji. Pytanie też czy sama Europa jest na to gotowa. Wydaje mi się, że nie jest i zastanawiam się czy taka integracja, jeśli do niej by doszło, ma realne szanse przetrwać. Nie uważam, że powinniśmy się zamykać, tworzyć pewnego rodzaju klub wzajemnej adoracji, ale czy zbytnio poszerzając granice UE będziemy w stanie właściwie się porozumiewać. Już teraz niejednokrotnie jest to cieżkie. Negocjacje akcesyjne rozpoczęto 3 października 2005 roku, jednak droga by spełnić wszystkie punkty będzie bardzo długa. Kolejne pytanie, czy w ogóle możliwa do przebycia? Lepiej chyba skupić się na rozwijaniu wzajemnej współpracy w warunkach jakie obecnie panują, a nie próbować narzucać własne wzorce, które może u nas się sprawdzają, ale to nieznaczny, że będą się sprawdzać wszędzie…
Źródło: ec.europa.eu, psz.pl, gazeta.pl,